Nelly Rawlison i Stanisław Tarkowski,
odesłani z Chartumu do Faszody,
a z Faszody prowadzeni na wschód od Nilu,
wyrwali się z rąk derwiszów.
Po długich miesiącach podróży przybyli do jeziora
leżącego na południe od Abisynii.
Idą do oceanu. Proszą o spieszną pomoc.
Taką wiadomość Staś umieszczał na latawcach, które wysyłał w czasie podróży. Przezorny chłopiec wiedział, że powiadomienie innych o swoim położeniu jest najważniejszym zadaniem, jakie stanęło przed nim i małą Nel. Zagubieni w sercu Afryki młodzi wędrowcy znajdowali się przecież w bardzo trudnej sytuacji. Do oceanu, który był ich celem, zostały bowiem setki mil, a droga, którą mieli przebyć, usiana była potwornymi niebezpieczeństwami. Pomoc innych podróżników mogła okazać się niezbędna.
Najbardziej rozpowszechnionym sposobem przesyłania wiadomości pod koniec XIX wieku, czyli w czasie, w którym zostało osadzone W pustyni i w puszczy, było pisanie listów i wysyłanie ich pocztą. List trzeba było włożyć do koperty, napisać na niej adres osoby, do której ma trafić, i przykleić odpowiedni znaczek. Następnie wrzucić kopertę do skrzynki na listy albo nadać w urzędzie pocztowym i gotowe. Nietrudno zgadnąć, dlaczego Staś nie wysłał listu: gdzie w sercu Afryki znalazłby urząd pocztowy?
Z listami jest jeszcze jeden problem. Zanim listy dotrą do adresata, mija też sporo czasu. Dlatego jeśli komuś się spieszyło, wysyłał telegram. Robiono to za pomocą telegrafu, specjalnej maszyny, wykorzystującej najczęściej alfabet Morse’a – specjalny kod składający się z kropek i kresek, to znaczy sygnałów długich i krótkich. Pozwalała ona w ciągu pięciu minut wysłać wiadomość do oddalonych o setki kilometrów miejsc.
Jak można było wysłać telegram? Krótką wiadomość trzeba było przynieść do siedziby telegrafu, gdzie znajdowała się maszyna wyposażona w specjalny przycisk, którym pracownik wystukiwał zakodowany alfabetem Morse’a tekst, zamieniając go w ten sposób w impuls elektryczny. Ten biegł po drucie telegraficznym wprost do drugiego urządzenia, znajdującego się w innej siedzibie telegrafu, niedaleko miejsca zamieszkania adresata wiadomości. Kolejny pracownik rozkodowywał wiadomość, którą następnie dostarczano właściwej osobie. Ale telegramu nie można było wysłać z pustyni.
Swój własny sposób komunikowania się mieli również mieszkańcy Afryki. Uderzając w tam-tamy („mówiące bębny”), instrumenty stworzone z wydrążonych pni drzew, potrafili (trochę jak za pomocą alfabetu Morse’a) przesłać wiadomości na odległość 7−10 kilometrów. Tak przesyłana wiadomość wędrowała od wioski do wioski i mogła błyskawicznie pokonać olbrzymie przestrzenie Czarnego Lądu. Choć „mówiące bębny” nie pojawiają się w książce Henryka Sienkiewicza, możemy je zobaczyć w ekranizacji powieści z 1973 roku.
Pod koniec XIX wieku technologia przekazywania sobie wiadomości była już dość zaawansowana, mimo że telefony nie były jeszcze w powszechnym użyciu.